Dzień dobry. Dobrze, że już jesteś. Mam ci tyle do powiedzenia! Nazywam się... właściwie się nie nazywam. Wiem, że to dziwne, bo wszyscy się jakoś nazywają. Ty na przykład masz na imię... Ale mnie do tej pory nikt nie nazywał! Z nikim jeszcze nie rozmawiałem. Jesteś pierwszy. Może więc ty spróbujesz nadać mi imię? Poczekaj! Przecież ty mnie wcale nie znasz. Najpierw opowiem ci kilka historii. Nie, nie o mnie. O mieście, w którym się spotkaliśmy, czyli o Lublinie. Jest dla mnie bardzo ważne. Dlatego najbardziej chciałbym nazywać się tak, żeby to miało z nim związek.

Od kiedy tu mieszkam? Od zawsze! A mam lat... czekaj, niech policzę... Oj, chyba nie dam rady. Mam więcej lat niż miałby twój praprapraprapradziadek. Nie wierzysz? A jak ci powiem, że pamietam czasy, w których Lublin wcale nie był Lublinem? To jak się nazywał? Ha! Wcale się nie nazywał! Tak, zupełnie tak jak ja. Tylko że ze mną nie ma kłopotu, bo mnie i tak nie widać. Nie mówiłem ci, że jestem duchem? A, nie mówiłem. No to teraz już wiesz. Jestem duchem Lublina.

Posłuchaj. Dawno dawno temu szedłem sobie przez pola. O, tędy. Naprawdę - tu były pola. I tam, i tam, i tam dalej też. Pola, łąki, pagórki, lasy. Pięknie było! Teraz też jest, ale inaczej. Tylko rzeka była ta sama. W małych, drewnianych chatkach, które wcale a wcale nie przypominały dzisiejszych bloków, mieszkali ludzie. Byli bardzo mili. To się akurat nie zmieniło, prawda? Pewnego dnia przejeżdżał przez tę okolicę Książę. Ludzie napoili książęcego konia, nakarmili znużonego Księcia i jeszcze zrobili mu posiłek na drogę. Trochę inny, niż robi twoja mama, kiedy jedziecie na wycieczkę, ale też smaczny. Książę już miał pomachać im ręką na dowidzenia, ale wstrzymał konia i zapytał: „A co to za miejsce, w którym mieszkają tacy serdeczni ludzie?“ I wtedy okazało się, że nie wiadomo, bo nikt tu jeszcze w odwiedziny nie przyjeżdżał, więc i nie pytał. Mili ludzie złapali się za głowy. To co teraz będzie?

Książę też chciał złapać się za głowę, ale miał na niej koronę. Na szczęście był bardzo mądry i szybko przyszedł mu do głowy taki oto pomysł: kazał rybakom zarzucić sieć do wody.  „Nazwiemy to miejsce tak, jak będzie się nazywała ryba, która pierwsza wpadnie do sieci“.

Wszyscy odetchnęli z ulgą. Tak głośno, że o mały włos uszłoby ich uwadze, że w wodzie od razu coś zaczęło się szamotać. Wyciągnięto sieć. Były w niej dwie ryby! Dorodny szczupak i piękny lin. „Co teraz?“ zapytali ludzie? „Przecież nie będziemy nazywać się przez rok tak a przez następny inaczej!“ Książę zdjął koronę i podrapał się po głowie. „Trzeba będzie zdecydować – powiedział – nazwijcie miasto szczupak lub lin…, lub lin...“ „LUBLIN!“ - zawołali mieszkańcy, bo bardzo im się spodobała ta nazwa, a poza tym szczupak miał groźną minę, a oni nie chcieli tu żadnych awantur.

I tak Lublin stał się Lublinem, a ja postanowiłem tu zamieszkać na stałe. Wiedziałem, że kiedyś przyjdziesz i nadasz mi imię. Ale posłuchaj jeszcze kilku historii.

(tekst: Grażyna Lutosławska; ilustracje: Tomasz Wilczkiewicz).